Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/084

Ta strona została skorygowana.

niemi, kulka świsnęła, kozunie jeszcze lepiéj... tak dalece, że jeden pikę swoją upuścił. Suchorzewski także narobił hałasu. Uderzono w dzwon (le tocsin), kilku chłopów wybiegło z widłami. Kozaki zaś zebrawszy się, uformowali się za wsią o wystrzał armatni na pagórku i w nieczynnéj stali obserwacyi. Od naszéj furki widać ich było, a przez to samo i oni widzieli punkt, przez który trzeba nam było defilować wychodząc z opiekuńczych murów. Ośmielony pomyślnym skutkiem mojéj wycieczki, wpadłem w błąd, który zwykle za szczęściem krok w krok idzie. Zostałem zuchwałym, zarozumiałym, zdało mi się, że ja tu działać muszę, że tylko taktyczna zręczność wyprowadzić nas zdoła z niebezpiecznego położenia. Włożywszy zatém kapelusz à la Napoleon, to jest rogami nad uszy, rekognoskowałem nieprzyjaciela (nie mając perspektywy), gołém okiem i tak zacząłem rezonować: Jeżeli wyjedziemy z bramy w nieładzie, odsłonimy nasze słabe siły i zamiar ucieczki. Potrzeba zatém, rezonowałem daléj, zrobić demonstracyą, któraby nieprzyjaciela w błąd wprowadziła, że my jesteśmy tylko cząstką większego oddziału, rozłożonego po wsi, że nie uciekamy, ale że udajemy się spiesznie na plac zbioru, że nareszcie zebrawszy się nie myślimy ustąpić z naszego stanowiska. Aby więc dopiąć tego celu zdawało mi mi się być najstosowniejszym krokiem posunąć naprzód korpus obserwacyjny. Że zaś zawsze podług stawu grobla, więc i nasz korpus obserwacyjny musiał objawić się tylko pod postacią skromnéj wedety. Udzieliłem mego planu kolegom i nie czekając ich przyzwolenia, siadłem na konia, wziąłem pałasz