Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/087

Ta strona została skorygowana.

wiele, nawet bardzo wiele, ale dwa razy, raz po raz, to przeszłoby miarę... to już zbytek, a moje żądania były zawsze nader skromne.
Nic nie straciliśmy w téj dziwnej przeprawie, w tém szczególném Prima-Aprilis. Ale w Pont-sur-Yonne czekało nas drugie, boleśniejsze, niszczące całą przyszłość, zabijające wszystkie nadzieje nasze. Paryż kapitulował.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Teraz pozwól szanowny Obywatelu zapytać się, czy stałeś kiedy dzień cały w polu na wietrze zimowym bez delii, lisiurki albo i płaszcza? — Nie. — Tém lepiéj dla ciebie, a gorzéj dla mnie, bo nie pojmiesz dobroczynnego uczucia, z którém w Montereau, tysiąc ośmset czternastego po narodzeniu Jezusa Chrystusa, koło szóstéj wieczór odpiąłem pałasz, zdjąłem mundur i zasiadłem gdzie potężny ogień strzelał węglem i lizał płomieniem szerokie podniebienie komina. Już patelnia zaczęła swoją służbę. Już omlet na niéj kozła wywracał, tak jest, kozła — i w tém cała sztuka — a ta sztuka właśnie była niedościgniętém dla mnie zadaniem. Kiedy omlet zajmujący całe dno patelni przysmarzy się już dostatecznie z jednéj strony, trzeba go w górę podrzucić i gdy robi saltum mortale podłożyć zręcznie patelnię, aby drugim bokiem upadł na skwierczące masło. Ileż to ja omletów nie popsułem! Ileż za to gorzkich nie nasłuchałem się wyrzutów! Mój omlet niezgrabnie zawsze podrzucony, albo spadał na ogień i konał w płomieniach, jak wdowa Malabaru, albo w pół schwycony zwijał się w haniebną trąbkę. Dlatego pomimo wszelkich z mojéj strony reklamacyi