łem. — A gdy powtórzyłem. — C’est bien partez! — Niema lepszéj rękojmi że rozkaz został zrozumiany, jak powtórzenie go dosłowne przez odbierającą osobę. Książe miał ten chwalebny zwyczaj, zachowywał go święcie, zwłaszcza w czasie boju dając ustne zlecenia. Teraz w czasach kiedy pletę moje trzy po trzy, mój dojeżdżacz powtarza zawsze rozkaz zkąd ma psy puścić i którędy podkładać, a ja mu powiadam: C’est bien, partez!
Nie wyszło kwadransa już kładłem się wzdłuż czółna na skąpo rozścielonéj słomie. — Etes Vous bien mon Officier? zapytał grubulo. — Parfaitement, odpowiedziałem. — Allons! Vogue la galère. — Noc była ciemna, zefir chłodny, sparłem głowę na kułaku, pałaszem się przykryłem, a kapelusz wziąłem w rękę... kapelusz stósowany, piękny wynalazek!... szczególnie do nocy i na czółno! O czemuż ciebie nie miałem w objęciu mój ty płaszczu biały! Treny nad utratą twoją przeszlę kiedyś potomności trzynastosylabowym wierszem! Oby mogły dojść drugiego pokolenia! Mniéj żaden poeta nie żąda. Mój przewodnik usiadł w moich nogach — a dwieście pewnie funtów dobréj wagi zachwiało czółnem, ale stało się dla mnie dostatecznym parapetem przeciw frontowemu ewentualnie natarciu. Na samym zaś przodzie ukląkł majtek czyli rybak, czy jak tam nazwać indywiduum, dzierżące wiosło.
Odepchnął łódkę, puścił z biegiem wody
Rybak młody etc.
Płynęliśmy. Z mojego stanowiska a raczéj położenia, bo nie stałem, ale leżałem do góry brzuchem,