Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/107

Ta strona została przepisana.

rzył. Zdrajca! podkowy miał schełtane albo może i od urodzenia bez ocylów...
Dziwna rzecz, że tak wiele myślą o sposobach niszczenia sił nieprzyjacielskich, a tak mało o zachowaniu swoich własnych; nie mówię w boju, ale w wojnie i szczególnie co do kawaleryi. Dla Pułkownika jazdy wszystko jedno stracić człowieka czy konia — strata tak jednego jak drugiego uszczupla szeregi. Człowiek z koniem, niby centaur, jest dopiero jednostką w kawaleryi. Konie mojém zdaniem nie dosyć doznają starania i opieki. Więcéj koni ginie w czasie wojny z powodu okulbaczenia i okucia niż od kuli. Jak są rezerwy i lazarety dla ludzi, tak powinny być i dla koni. Koń uszkodzony jakim bądź sposobem z powodu okucia, mógłby ozdrowić, w kilku, a odsedniony w kilkunastu dniach. Zaniedbany zaś, nie usunięty z pracy musi wkrótce stać się nieużytecznym i późniéj marnie zginąć. Po kilku miesiącach kampanii zgroza zajrzeć pod kulbaki. Smród z jątrzących się pod nieustającym naciskiem ran ciągnie się wzdłuż maszerującéj kolumny. Trzeba się tylko dziwić, jak zwierzę może znosić i to czas długi takie męczarnie. Ale wszystko ma swoje granice — koń cierpi, chudnie, słabnie i koniec końców ginie. Dostarczają amunicyą, dlaczegoż nie dostarczają od czasu do czasu derek i kulbak na miejsce zużytych i popsutych. Trafia się niedbały żołnierz i nie wié, że terlica pękła, a przeto konia naciska. Terlice powinny być ze stosownego i suchego materyału, równie jak i umiejętnie zrobione. Przy nowych formacyach, gdzie dawnych terlic magazyny dostarczyć nie mogą, lepsze są sio-