nie samo przez się, jeżeli jego wojsko pod obcém niebem, za obcą sprawę wyginie do szczętu. Takie były zdania, rezonowania, a wielu nie czekając na co się ogół zgodzi, zostawało po drodze... dali się brać w niewolę. Najboleśniejszym razem dla dobrze myślących, a najgorszym przykładem dla chwiejąjących się było rozejście się (by właściwiéj nie powiedzieć) batalionu piechoty, który w Dreźnie z Wojska Polskiego wybrany, został wcielony do Staréj Gwardyi. Komenderował nim Podpułkownik Kurcyusz, i jeden z pierwszych z Adjutantem batalionu Łęckim czy Łąckim dostali się w niewolę. W 1811 r. Kurcyusz był Szefem batalionu 3go pułku piechoty Żółtowskiego, a Łącki ze złamanym nosem Adjutantem Stasia Potockiego. Sułkowski, chcąc jak się zdaje powściągnąć cząstkowe uszczuplanie się szeregów, zachęcał jeszcze do wytrwałości przyrzekając, że za Ren nie przejdzie i w saméj rzeczy podał dymissyą i został w Gotha. Co Sułkowski chciał osiągnąć tym swoim czynem trudno zgadnąć, ale można z pewnością powiedzieć, że jeżeli zbłądził, to pewnie nie z osobistego interesu. Mówiono nam, że miał pierwéj długą rozmowę z Cesarzem i że Cesarz zniecierpliwiony niewczesnemi uwagami, pożegnał go słowami, za które i ukłon był zbytkiem grzeczności. Po rozmowie ze Sułkowskim Napoleon zgromadził Oficerów Korpusu Polskiego i następującéj mniéj więcéj treści miał do nich przemowę: „Nie idzie mi o waszą pomoc. Kilka tysięcy Polaków nie przeważy szali losów. Nie myślcie, że sprawa Francyi stracona. Fortuna jest to frajerka... dziś temu, jutro tamtemu użycza swoich pieszczot. Czy mnie widzicie
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/117
Ta strona została przepisana.