Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/139

Ta strona została przepisana.

Kiedy? — Nie wiem dokładnie, bo w owym czasie proboszcze na mokro oficyowali, a na sucho pisali. Metryki więc odszukać nie mogłem, może i dlatego, że plebania w Jarosławiu zgorzała. Uczyłem się krótko i nie tęgo, a w szesnastym roku życia, podług rachuby mojéj piastunki, wstąpiłem do wojska etc. etc. etc....
Tak pewnie byłoby było najlepiéj, ale tak się nie stało, czego bardzo żałuję. Aby więc trafić jako tako do końca, pozwólcie bym pierwéj skończył com już zaczął, abym mówiąc kwiecistym stylem gubernialnym, wyrobił moje restancye — a potém wrócimy do pamiętnego roku 1809go.
Byłem więc, nisi fallor, w Lipsku — nie, mylę się, dalej w Moguncyi i to nie, bo bliżéj, w Gotha. Tak jest, w Gotha byłem na służbie w niemieckiém zanurzony łożu. Budzimy się, dzień jasny! Seweryn woła... (a jak Seweryn wołał, szyby brzęczały), ordynans się zrywa, wychodzi, wraca i przestrasza nas niepotroszę wiadomością, że Cesarz już dawno wyjechał, że już nikogo z naszych w mieście nie widać.
Proszę teraz przypomnieć sobie, jaki był stan rzeczy, jak niektórzy oficerowie, zostając po drodze, dali się brać w niewolę, proszę przypomnieć sobie, (bo ja nie powtórzę) i wystawić sobie razem, jaką Szef szwadronu, komenderujący szwadronem służbowym niczém dotąd nie zachwianego korpusu, byłby na siebie, a nawet na pułk cały ściągnął plamę, gdyby był wpadł w ręce nieprzyjaciela. A że to z winy ordynansa, który zbudzony przez podoficera wysłanego ze szwadronu, zasnął sobie był na nowo —