Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/151

Ta strona została przepisana.

kurytarza w izbie sklepionéj silnemi kratami opatrzonéj, stał na środku stół, na stole krucyfix. Przy drzwiach dwóch grenadyerów cicho usunęło w krzyż sparte karabiny, bo i ja cicho postępowałem ku nim, jak gdybym się bał kogo obudzić, jak gdybym chciał stłumić złowieszczy odgłos mych kroków. W alkierzu na lewo pacierze mówiono.
Dopiero po przeczytaniu wyroku, przeprowadzają więźnia w inne miejsce i księdza przywołują. Ja jednak tak zastałem jak powiadam. Może z niedoświadczenia uchybiono zwykłym formalnościom.
W alkierzu na tapczanie siedział więzień, głowa na piersi zwieszona, ręce na kolanach złożone, obok niego kapucyn. Wstali obadwa. Mnie głosu zabrakło — ale i w całym gmachu jakby wszelki ruch zastygł, — życie cofnęło się w serca, — postawy były jak z kamienia. — „Przynoszę ci wyrok sądu“, odezwałem się nareszcie i lubo cicho przemówiłem, głos mój tak przykro się rozległ, że groźnie w koło spojrzałem, jak gdybym chciał milczenie nakazać. „Przynoszę ci wyrok sądu“, powtórzyłem. — „Wiem, wiem Panie Poruczniku,... ale cóż ja tak wielkiego zrobiłem. Zlituj się nade mną. Ratuj mnie!“ — Ukląkł, objął moje kolano i zaczął głośno płakać. — „Nie lękaj się, rzekłem, wiem, że dostaniesz pardon na placu... Jesteś na śmierć skazany. — Potém rozwinąłem długi wyrok i tylko potwierdzenie ministra wojny przeczytałem. Bo każdy podobny słuchacz może powiedzieć jak Książe Moskwy: „Na co tych frazesów, Michał Ney i garść prochu.“ Przeczytałem więc prędko i kazałem mu przynieść wódki. Ztamtąd poszedłem do wąskiéj, długiéj izby na drugim