dów chwyciłem pióro i.... napisałem komedyę pod tytułem Strach przestraszony.
Jeżeliby kto znalazł książkę in 8vo, w skórkę oprawną, w któréj pierwsza połowa wycięta, bo ta książka była kiedyś rejestrem, a druga zachwyca oczy tytułem: Strach przestraszony, komedya w jednym akcie — niech ją wróci memu potomstwu, bo to jest moje dzieło. Ale daremne wezwanie! Próżne nadzieje! Przepadł drogi rękopis, jak przepada skarb nie jeden w wirze ludzkiej ciemnoty.
Nie mogę wstrzymać się i muszę wam kochani a zwłaszcza cierpliwi moi słuchacze opowiedzieć treść téj krótkiéj ale pięknéj komedyi. Aby jednak stała się zrozumiałą, należy cofnąć się nieco i rzucić okiem w nasze zwyczaje domowe.
Był więc zwyczaj, że co niedzieli, dzieci wyprawiały bal, tak zwał się bankiet, na który otrzymywały prócz codziennych jabłek, trochę suszonych śliwek i wiszni, trochę rodzenków i migdałów i kawałek cukru. Mój brat Seweryn, Szef szwadronu gwardyi (nie wówczas, ale późniéj) jako najstarszy[1], przywłaszczył sobie jure fortioris zazdroszczony urząd kuchmistrza. On siekał, skrobał, nadziewał śliwki rodzenkami a rodzenki migdałami, kiedy tymczasem młodsze rodzeństwo obsiadłszy mały stoliczek zastawiony cynowemi talerzykami, czekało niecierpliwie pierwszego dania. Nareszcie gdy nadeszła chwila pożądana, półmiski wypróżniały się w mgnieniu oka, nie bez zatargów i nie bez pokrzywdzenia najmłodszych, pomimo reklamacyi piastunek. Często téż
- ↑ Maxymilian bawił wówczas w Puławach.