Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/179

Ta strona została przepisana.

Miłość jest równie
Bujna topoli,
Wzrasta gwałtownie
Na miękkiéj roli & &.

Ale kiedy razu jednego zacząłem deklamować w gronie kolegów, jeden z nich, gbur nieokrzesany, dodał zaraz do mego pierwszego wiersza „Miłość jest równie“ — swój rym arcynieczysty, co mnie tak zbiło z terminu, że na długi czas dostałem wstrętu do uczuciowego rodzaju.
W roku 1807—1808 mieszkaliśmy we Lwowie u Judki na rogu ulicy Syxtuskiéj. Niczego się nie uczyłem wyjąwszy fechtunku, tańcu i ekwitacyi, co mnie jednak nie wyprostowało, bo się zawsze pochyło trzymałem. Zacząłem wprawdzie i lekcye matematyki, ale za trzecią dostałem febry. Z Ignacym Konarskim jeździliśmy konno — było nas wszędzie pełno. Lansadowaliśmy najczęściéj pod oknami panieńskich konwiktów, a gdy panien nie było w oknie, jeden z nas krzyknął: Gwałt! gwałt!... co do okien ściągnąć musiało.
Złożywszy na stronę miłość własną, muszę wyznać, że byłem wówczas dość pocieszną figurką, zwłaszcza gdy przy końcu 1808 r. pozwolono mi w świat wchodzić potroszę. Oddawaliśmy wizyty i nikt nam nie powiedział: A do książki smarkacze! — Pamiętam siebie bardzo dokładnie i jeżeli chcecie wiedzieć jakim byłem, proszę słuchać. Łeb rudy w loki jak w zawijane zrazy, zafryzowany, mocno pudrem przykryty, frak brązowy z czarnym aksamitnym kołnierzem i dużemi, żółtemi guzikami, spodnie jasne, dość przestronne, jak była moda i buty