Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XI.djvu/191

Ta strona została przepisana.

że nadbrzeżne chałupy i drzewa suną się jakby w Szenekatarynce, albo, co jeszcze gorzéj, że woda mnie i kuca unosi. Kłapanie podków po ślizkich kamieniach, szum przerywanego prądu, wytryski z przed końskich kolan padające na plecy i za kołnierz, zbiły mnie z terminu do reszty. Mój kucyk zaś zdawał się wcale przeciwnego doznawać uczucia; stawał ciągle, spuszczał łeb jak gdy by był nie pił od dwóch dni, nareszcie zaczął nogą grzebać, znak nieomylny, że ma ochotę położyć się, co byłoby nastąpiło niezawodnie, gdyby go Stanisław nie był podgonił — kuca podgonił, a panicza za kark chwycił, bo panicz w niespodziewanéj zmianie ruchu tracąc równowagę, byłby zleciał jak worek otrębów.
Wielki to był wstyd bać się konia, albo okazać złe usposobienie na jeźdźca. Ksiądz Zachariasiewicz, Biskup Przemyski powiadał mi, że jego Ojciec kazał raz swoim synom, dzieciom jeszcze, siadać na konia. Gdy się on niezręcznym okazał, Ojciec kiwnął ręką i rzekł: „To kiep! będzie księdzem.“ Tak się téż i stało.
Żaden majtek po burzliwéj żegludze wstąpiwszy na brzeg nie odetchnie tak błogo jak ja, kiedy ujrzałem się na stałym lądzie. Spojrzałem za siebie i oczy moje spoczęły na zwaliskach zamku, na owe czarne świerki, te nieme świadki tylu wiosen, tylu zim, tylu dni burzliwych i pogodnych, które jak u ich stóp ścigające się fale przepłynęły w morze wieczności. Ten ogród leski był ulubiony memu Ojcu. Nigdy nie mógł oczu dość nasycić jego widokiem i nigdy nikt nie wspomniał Leska, aby mój Ojciec