Boże zlituj się nademną
Bo w méj duszy jeszcze ciemno!
Składam korne, szczere dzięki
Za wsze dary z twojéj ręki,
Za ochronę mojéj chatki,
Za wyrosłe lube dziatki,
Za powszedni kawał chleba,
Za codzienną rosę nieba,
Za jutrzenki uśmiech wonny,
Za światła strumień niezgonny,
Za srebrzystych gwiazd tych krocie
W błękitnym nieba namiocie.
Szorstkie skały, ślizgie progi
Odsuwałeś z mojéj drogi
Przez czas długi, czas daleki,
Mocą świętéj twéj opieki.
Zkądże żałość ta głęboka,
Co grobu nie traci z oka?
Dobra matka moich dzieci
Jak Opatrzność wiernie świeci,
Dzieci, wnucząt wianek świeży
W chłód starości ciepło szerzy;
Sławy trochę a czci wiele
Biorę nareszcie w udziele,
Zkądże śmierci chęć gorąca?
Co w niepokój myśl potrąca?
O niewdzięczność Ty mój Boże
Sąd twój skarżyć mnie nie może,