Bo ja tylko sercem całem
Ciebiem przeczuł i poznałem.
Życia mego strumień wielki
Już się spłynął w dwie kropelki
Miłość Boga — miłość dzieci!
Pierwsza tęczą w niebo leci,
Drugiéj klejnot w sobie mieści
Tyle pociech, co boleści,
Tyle trosek o tym kwiecie,
Co się w głębi duszy plecie,
Że słabnąca zwolna władza
Chęć spoczynku w końcu zdradza.
Niegdyś w bezwiednéj ciemnocie,
A raczéj dzikim zawrocie,
Kirem niewiary okryty,
Zapoznałem święte szczyty
Promienistéj twojéj chwały;
Śmiałem nawet płaz zuchwały,
W czarnéj bezmyślnéj ślepocie
Przeczyć Boskiéj twéj Istocie!
A ty jednak, o mój Panie,
Miałeś wielkie zmiłowanie,
Wydobyłeś z błędnéj matni
Gdzie nadziei kres ostatni.
Jak w puszczy dzieci zbłąkane,
Matce w kolebkę oddane,
Tyś uspił serce piosenką,
Tyś ocknął wiary jutrzenką!
Z boskiéj krynicy czerpnięty
Miłosierdzia ponik święty