Głośnéj trąbki przejął głos;
Gdy późniéj furknął proporzec
Serce biło jakby młotem,
Był to ranek, teraz noc!
Zostaje zatém obecność,
Na tém polu ostrych cierni,
Z samym sobą ciągły spór.
Jedno ja mądrze powiada:
„Ogłuchłeś, — no cóż z tém robić?
„To starości zwykły hołd,
„Dziękować Bogu potrzeba,
„Że śród swoich, bez cierpienia
„Wymierzone kończysz dnie.
„Ogłuchłeś, — słów ci brakuje?
„Mniéj więc głupstwa będziesz słyszeć,
„Mniéj też głupstwa powiesz sam.
„I czemuż wrzeszczysz jak diabeł,
„Co w święconą wleciał wodę,
„Tak, że razem żal i śmiech?“
„Milcz ośle!“ krzyknie ja drugi,
Tak jest, ośle najwyraźniéj,
Miedzy sobą taki styl,
„Żem szczęścia nie miał do ludzi,
„Żem obrażał często gęsto,
„Za to płacę do dziś dnia,
„Lecz drwinek nie chcę, nie lubię
„I niech jęknąć będzie wolno,
„Kiedy serca dotknie ból.
„Ja głuchy?... Głuchszy świat cały?
„Ginie nitka myśli, czucia,
„Co połyskiem biegła w lot;
„W głuchoty ciemnym zamęcie
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/110
Ta strona została skorygowana.