I ławników siedzi dwóch.
Przed progiem, w sieni, na pryczach
Spoczywają pachołkowie,
A nad nimi buty ich,
I laskowe dystynktorya
Na swych kołkach wiszą w rząd.
Dzień mglisty, sędyk poziewa,
Poziewają i ławnicy,
Do ziewania mają czas.
Wtem wszedł Pan Marek, a za nim
Majstrowie. — Coś w rękach dźwiga....
Ciurkiem z czoła kapie pot.
Pokłonili się Majstrowie,
Krawiec zaczął od tych słów:
„Z boskiego w niebie dekretu
„Każde zwierze ma swą głowę,
„Mądrą, głupią, ale ma.
„Podobniez każde i miasto
„Ma swój ratusz, jak się uda,
„Ten powinien wodzić réj;
„Jak więc ratusz co rozkaże,
„To Mospanie... teraz szyj!
„Do głowy zatem Uhnowskiéj
„O poradę przychodzimy,
„Bo się zdarzył rzadki traf.
„Pan Marek, szewski nasz cechmistrz,
„W ziemi bełskiéj pierwsze szydło,
„Przez fortelów dziwny zbieg
„Złowił diabła, zatkał w flaszce
„A ten diabeł — oto jest“.
I flaszkę na stół postawił,
A Pan Sędyk i ławnicy
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/136
Ta strona została skorygowana.