Wykrzyknęli: Żyj Waść zdrów!
On nawet merci nie odrzekł,
Ale ziewnął, w kąt się wcisnął
I ułożył się do snu,
Jak w wagonie dyplomata,
Gdy z kongresu wraca rad.
Pan Sędyk wtenczas rzecz zaczął,
Że jakkolwiek prawdę mówiąc
Jegomości ostry styl,
Myśl wszakże jest jak ów orzech,
Co acz gorzki przy zgryzieniu.
Słodkie ziarnka w sobie ma.
Potem zaczął diabłu kadzić,
Ale diabeł dawno spał.
Do długiéj zatem naradzie
Jednogłośnie uradzili,
Aby diabła puścić w świat.
Sęk tylko, aby w tym akcie
Cielesnego obrażenia
Nie poniosło gremium gdzie.
Na to diabeł odrzekł spiesznie:
„Weźcie w nocy mnie na strych.
„Nim jeszcze kogut zapieje,
„Zrzućcie flaszkę, a na honor,
„Włos nie spadnie z głowy wam.“
Jak radził, tak się i stało;
Flaszka brzękła, diabeł świsnął,
A Ichmoście lecąc w tył,
Tak się łbami tęgo rznęli,
Że się ratusz cały wstrząsł.