Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/190

Ta strona została skorygowana.

wywołać jeden uśmiech na te usta koralowe, z których ja tyle razy zcałowałem rozkoszne westchnienia!“ Tu zacierając ręce coraz mocniéj, biegał prawie w koło stołu, lubo na lewą nogę nalegał już nieco. — „A zawiść, zawiść“, mówił daléj, „jak trawić będzie niejednego panicza, kiedy z wieczora albo balu, Amalia wsparta na mém ręku, naglić będzie powrót do domu. — Kareta zajeżdża — Amalia wsiada i ja z nią. Adieu panowie! dobra noc — ruszaj! do domu! A panowie na schodach pomyślą sobie: Szczęśliwy Astolf! niech go diabli wezmą jaki szczęśliwy! — Dobra noc panowie, dobra noc! — Héj! — jest tam kto! — zawołać Telembeckiego.“
Wkrótce gruby Telembecki wsunął się boczkiem, jak uszanowanie każe, przez w pół otwarte podwoje, a z pod ogromnych wąsów głos wieczną chrypką przyciśnięty dał się słyszeć: Jestem panie.
— Panie Telembecki, rzekł Astolf — po świętach jadę z żoną do Lwowa na całą zimę — pojedziesz zatém w tych dniach nająć nam mieszkanie. — Życzyłbym sobie, aby nie było bardzo drogie, ale porządne. — Pytaj się WPan koło Manasterskiego — weźmiesz z sobą kilka sągów drewa — każesz zaraz przepalać w pokojach — trzeba także odebrać co drobiu czynszowego i o spiżarni pomyśleć.
Na te wszystkie rozkazy i wiele podobnych „Dobrze panie“, zawsze jedna była odpowiedź. — No, — mówił daléj o wszystkiém myślący Astolf — idź Waćpan panie Telembecki, nie trać czasu, bo ja najdaléj czwartego albo piątego przyszłego miesiąca chcę z domu wyjechać.