Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

— Dokąd — zapytała, wchodząca Amalia. — Do Lwowa, — odpowiedział jej Astolf, i czule do serca ją przytulił, gdy już na znak swego pana, Telembecki wycisnął się z pokoju, zostawiwszy przy progu dwie sadzawki z roztopionego śniegu. — „Tak, do Lwowa jedziemy moja duszko. — Trzeba rozerwać się trochę. — Przepędziemy tam karnawał.“
Nie mało zdziwił się Astolf, gdy to oświadczenie, nietylko że nie sprawiło spodziewanego ukontentowania, ale nawet niemiłém być się zdawało. Amalia przyszedłszy z pierwszego zadziwienia, które tak nagłe przedsięwzięcie musiało w niéj zbudzić, starała się odwieść męża od powziętego zamiaru: obraz szczęścia, które przez lat trzy było na wsi ich udziałem, i najczystsze, bo bez pomocy obcego świata, co zwykle na lichwę tylko, użycza niestałych przyjemności. — Uwagi nad stanem majątku, który potrzebowałby jeszcze czas jakiś skromnego ograniczenia — nareszcie zapewnienie, iż dla niéj pobyt w mieście będzie źródłem tysiąca przykrości — nic nie zdołało odwieść Astolfa od raz chwyconego przedsięwzięcia; i po długich, kilkakroć powtórzonych rozprawach, zdało mu się nakoniec przełamać wstręt Amalii od życia miejskiego; a nawet tyle pracował, iż wymógł na niéj przyrzeczenie, że zupełnie swoim gustom dogadzać będzie; otworzywszy zaś przed nią szkatułkę, przekonał, że nie będzie potrzebowała żałować sobie na stroje i inne fraszki; tém bardziej, iż w tém zadosyć tylko uczyni jego własnym życzeniom, dążącym jedynie do tego, aby ją widzieć, ze wszech względów jak najświetniejszą w towarzystwie wielkiego świata.