Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/194

Ta strona została skorygowana.

tak z najgłębszych kątów garderoby niewidziana dotąd spodniczkowa rzesza, napełnia szumem, szelestem i wichrem dom cały.
Nareszcie kareta na saniach, z tyłu, z przodu i z wierzchu okryta pudłami, pudełkami, pudełeczkami, (lubo cała wieś zaświadczyć może, że było jeszcze dwa pojazdy) pokazała się, w jednéj połowie szyby niezakrytéj mrozem. I kiedy Astolf tysiączne rozkazy miał jeszcze do rozdania, ekonomowi, pisarzowi, leśniczemu etc. etc. Amalia już w szubie, i szalem zawinięta, przypominała żałośném spojrzeniem, iż czas ze szczęśliwego wyjechać domku.
Przyszło do wsiadania. — O mój Boże! kto raz piérwszy jechał w karecie z najukochańszą żoną, wié, jak okropny widok przedstawia się oku jego, za otwarciem nieszczęsnych drzwiczek; jak bolesny obraz staje mu przed myślą: ta szkatułka w dole, grozi kurczem prawéj nodze; te dróty wyglądające z kieszeni, są postrachem oka albo ucha; kapelusz w chustce zawiązany, i zaczęta na kanwie robota, przypięte między przedniemi oknami, zasłaniają zupełnie konie, drogę i dzienne światło; karton z kwiatkami za siatkę włożony, nie daje nawet powstać nadziei, aby można wyprostować się, choć raz jeden, w ciągu całéj podróży; zresztą, tysiące drobiazgów jeszcze w ręku panny służącéj, roszczą prawo do jednego pozostałego miejsca: do kolan męża.
Postrzegł to wszystko Astolf na piérwszy rzut oka, kiedy Amalia, już w karecie, poprawiała się rozkosznie, niby mówiąc: Jak mi tu dobrze! Postrzegł, zmierzył okropność przyszłego położenia, i spojrzał na poczciwego Daniela, stojącego przy klamce. Nie