Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

długo jednak trwało to wahanie; z odwagą rzucił się, jakby naprzód przeznaczenia swojego. Lecz właśnie ta odwaga i gorliwość, zbyteczna w dopełnieniu przedsięwzięcia, zgubiły go tą razą: nieobeznanemu z wewnętrzną przestrzenią karet, dłuższą zdała się odległość przeciwnéj ściany, niż była w saméj rzeczy, do czego jeszcze lekkie pośliźnięcie na obmarzłym stopniu, tyle się przyczyniło, iż uderzywszy głową w taflę przeciwległą, stłukł tę, drzwiczki sobą otworzył, i jak Frankoni przez papierową beczkę, wyleciał aż na drugą stronę karety; tak, że tylko dwie nogi, okryte ogromnemi berlaczami, zostały na kolanach przestraszonéj żony. Krótszą więc już wtedy biorąc drogę, raczkiem skończył skok niebezpieczny, w obawie, by spłoszone brzękiem nie ruszyły rumaki. Wyskoczyła Amalia, pospieszył Daniel, przybiegli honoratiores ostatnich jeszcze czekający rozkazów i podnieśli pana, ale pana z obdartym nosem. Niczém nie było to uszkodzenie dla biednego Astolfa, w porównaniu troskliwego i gwałtownego ratunku: ledwie na nogach, już miał na czole garść śniegu; żelazem ciśnięto mu, zupełnie od szwanku ocaloną brodę; a wszystkie torby, torbeczki, już w karecie utasowane, zostały naraz otwarte ręką strwożonéj Amalii, szukającéj angielskiéj kitajki; latały w prawo, w lewo kłąbki, nożyczki, sztućczyki, skrętki i zawiniątka, tak że wkrótce do ciasnoty dodały jeszcze nieład największy. I kiedy Astolf, znowu w karecie, broni się ile możności od tych gwałtownych usług, kucharz już stłukł naprędce świéże jajko, całą obdartą błonkę przylepił na nos pański, zamknął jedne, Daniel drugie