raz zasłyszał swego pana, mówiącego siebie: „To djable drogo!“
Przyszedł dzień wizyt; ubrał się Astolf, lecz ledwie wszedł do pokoju i stanął przed Atanazją, ta parsknęła śmiechem:. „Zmiłuj się Astolfie, zawołała, jakżeś ty ubrany!“ — Cóż złego? zapytał trochę zmieszany Astolf, patrząc po sobie. — „Nie, mówiła daléj ładna kuzynka, tak pokazać się nie możesz, przyślę ci Emila, ten potrzebnych rad udzieli, ja tylko tyle miarkować mogę, że całość twego ubioru, nie taka jaką wszędzie i co dzień w mieście zobaczyć można.“
W saméj rzeczy: frak był nowy, Marceli go robił; lecz domowe pranie bielizny, która przy tém niedowodziła zręczności Daniela w pakowaniu, przedstawiało różne cienie białego koloru; kamizelka skrochmalona, z pożółkłemi przymaglowanemi guziczkami, jak pancerz twarda, w górze uszów sięgała, kiedy w dole za sobą zostawiała kieszonkę zegarkową, z któréj łańcuszek w całéj swéj długości utrzymywał w ruchu piękne paryzkie pieczątki. Fontaź u chustki nie odrazu był związany, to łatwo poznać; a kołnierzyk schodzący się nadto blisko, szczypał nieszczęśliwą brodę, jeszcze z mrozu opierzchniętą. Inne części ubioru równie dalekie były od doskonałości i w tém trzeba przyznać, los jest szydersko okrutny, zdaje się, iż inaczéj wiedzie krawieckie nożyce dla żonatych, inaczéj dla wiecznych wrogów spokojności małżeńskiéj.
Po głębokiem zastanowieniu przed zwierciadłem, przyznał sobie Astolf, iż dawniéj lepiéj bywał ubrany; odłożył wizyty na czas późniejszy, przez co i uniknął
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/200
Ta strona została skorygowana.