Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

trącił Roberta, Robert filiżankę, a kawa zmoczywszy usta, wlała się za kamizelkę.
Lecz dla czegóż tak prędko damy, z niemi Amalja, biorą szale, mężczyżni kapelusze? — Godzina piąta, kosmorama warto widzieć — i w mgnieniu oka Astolf sam jeden w oświeconych został pokojach. Panie Telembecki, zawołał, nie masz tam czego przekąsić? — Chyba séra kawałek i andrutów parę. — Daj co masz; djablem głodny! Przystąpił więc do interesu, który go w domu zatrzymał; a gdy już sér nie potrochę przepłacił roztargnienia Roberta, przyszło na myśl Astolfowi, że niepotrzebnie puścił samą Amalję z Alfredem i Emilem pod opieką roztrzepanéj Atanazji; dla tego lubo zaczęta fajeczka bardzo smakowała, postawił ją i poszedł za żoną. Przyszedłszy naprzeciwko teatru, zastał kosmorama zamknięte. Pewnie, rzekł do siebie, pojechały do pani N***; puścił się więc w dalszą drogę, lecz stanąwszy przed domem Pillera, zobaczył, że niema światła u pani N***. Gdzież być może? pomyślał, stanął i stał długo, aż nareszcie wietrzyk za ostry, dał mu uczuć, iż nic mu nie pozostaje, jak spiesznie wrócić do domu i... gazety czytać. Już przechodzi koło koszar bernardyńskich, już chce skręcić na Nową ulicę, gdy spostrzega swoją karetę przed panią Magduszewską. Zdziwiony, skąd taka gwałtowna przyjaźń, zwłaszcza, że dopiero przed dwoma dniami Amalja u niéj była, idzie jednak, macając przed siebie po ciemnych schodach na drugie piętro.
Na zakręcie potknął się, i lecąc w kąt przed siebie schwycił jakieś sukno, chciał się poprawić i ujął coś jedwabnego — przepraszam!... — Nic nie