Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

rozmów, które zwykle zajmują czas odpoczynku w tańcu, a którą Alfred następującą rozpoczął uwagą:
— Jak fałszywém jest powszechne mniemanie, że się tańcuje z wesołości!
— I mnie się zdaje, że nie ze smutku.
— Bardzo szczęśliwie — ja o sobie mogę powiedzieć to, co Hugo Millnera we względzie polowania mówi:

Zu ermatten — darum jag’ ich:
Bin ich mü
d’, so hab ich Ruhe.

— Inaczéj być nie może.
— Nie może?
— Wszak Byron każe, aby zawsze w głębi duszy, jakiś trapiący wąż się toczył, aby świat cały, cała przyszłość, grobowym pokryta była kirem. — Czy dobrze się wyrażam?
— Nigdy źle, to rzecz pewna. Ale czyż nasze życie jest pasmem tylko rozkoszy? Czy na świecie wszystko idzie jak najlepiéj?
— Nie najlepiéj, ale zapewne i nie najgorzéj, kiedy ludzie z rozpaczy... tańcują.
— Dla czegóż: z rozpaczy? dla czegóż brać ostateczność? od nieukontentowania do rozpaczy, ileż niema cieni! I kiedy w trwającym porządku, źle mi się dzieje, jest rzeczą bardzo naturalną, że go odmienić pragnę.
— Tańcem?
— I tańcem po części.
— Trudno, wymierzonym skokom, tę władzę przypisać — łatwiéj zdaje mi się, wewnętrznemu usposobieniu do wszelkiéj odmiany.