Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

— Śmiałabym się, bo nie zasłużywszy na taką obelgą, myślałabym que c’est un fat, ou un extravagant. — Na nas koléj Panie Alfredzie — tańcujmy.
O pół do drugiéj, nie źle był w sali przyjęty poseł, oznajmujący, że wieczerzę dano. Otwarte podwoje dały widzieć stół suto kwiatami przybrany, a zapach licznych potraw dochodzący aż do grających, ruszył tychże od zielonych stolików. Przy siadaniu ścisk się zrobił. Gospodyni stara się każdego jak najlepiéj z różnych względów — umieścić, „Siadać między damy“, rzekł sam hrabia, wziął za ręką Emila, posuwającego się na to wezwanie ku stołowi, Astolfa nadeptał, i szczęśliwego młodzieńca obok Amalji posadził. Syknął nadeptany Astolf, i nie odpowiadając na przeprosiny hrabiego, kulejąc wrócił do pierwszego pokoju; tam zasiadł przy okrągłym stoliku, z panem Dodowskim i doktorem Fatis, dla których szklanka wody z winem i parę biszkoptów, homeopatyczną zwykle składały wieczerzę.
Jedzą wszyscy — Astolf czeka. Półmiski się krzyżują, lecz nauczone kamerdynery, zdają się tylko taneczników szukać. Raz nawet, już spuszczał mu się nad lewe ramię półmisek filetów z zielonym grochem, gdy jakiś głos zawołał: Rędałowicz! — a Rędałowicz cofnąwszy półmisek, zostawił mu na fraku kilka ziarnek grochu — tyle téż go i widział! — Oho! pomyślał sobie, nie u mnie to obiad, nie jestem trzynasty. Zerwał się, i w przelocie chwycił kuropatwę.