Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/238

Ta strona została skorygowana.

zbudził — zagrano mazura. Po długich sporach, musiały matki uledz, i Astolf wrócił gdzie jeszcze przy jednym stoliku, wista kończono; a postrzegłszy między grającemi pana R**, przypomniał sobie dług zaciągnięty na kupno wina, i chciał go wręczyć wstającemu właśnie. „Rozgrajmy się, rzekł grzeczny wierzyciel — W co? — w djabełka.“ Nie zkwitował się Astolf; gra daléj — przegrywa; chce się odegrać i coraz wiecéj przegrywa. Już i mazur ustał, już i Amalja go woła. „Zaraz, zaraz, jeszcze jednę talję.“ Poczekawszy, przybiega Emil. „Żona czeka na ciebie“ — zaraz, zaraz — Quitte ou double, zawołał pan R** — Idzie, odpowiedział Astolf, i przegrał kwitując się, siedemdziesiąt dukatów i pięćdziesiąt reńskich srebrem.
Wychodzi, klnąc w duszy ostatniego mazura, a klnąc jeszcze więcéj Daniela, którego na dole dowołać się nie może. Nareszcie nasunąwszy na uszy skrzywiony kapelusz, biegnie sam szukać karety. „Bartłomieju! Bartłomieju! Ach gdzież jesteś Barłomieju! woła mijając tu dyszel, tam koło, i chcąc kałużę przeskoczyć, przeskoczył kamień a w kałużę wstąpił. — „Niema tu żadnego Bartłomieja“, odezwał się głos jakiś z wysokiego kozła. A w tém i Daniel spotyka go przy schodach.“ Gdzież kareta? — Niema Panie, antaba złamana, kowal po nocy nie chciał robić. — Przytomna temu oświadczeniu matka Alfreda, zaprasza Amalją do swojéj poczwórnéj karety, gdzie wsiadają jeszcze, dwie córki i... Alfred — „Adieu! dobra noc Panowie!“ — kareta rusza, Astolf zostaje i siada z Emilem do kocza.