Ta strona została skorygowana.
SZLICHTADA.
W piątek rano siedział Astolf przy kawie, w szlafroku, lulka w ręku — złamał kilka pieczątek, przerzucił dobyte listy, i zapytał z nieukontentowaniem przy drzwiach stojącego Herszka: Cóż to? pieniędzy nie przywiózłeś?
Herszko, arendarz z Topolina i faktor pełnomocny, w długim po kostki tułubie, przepasany trzosem próżnym aż prawie pod pachy, żółta chustka dwa razy po wierzchu wokoło szyi okręcona, na któréj czarna bródka malowała się kształtnie, skłonił się nisko i pokornie zapytał się na odwet:
— A za co pieniędzy? nic się nie przedało kupca niema.
— Trzeba było starać się koniecznie.
— Jak to starać się?
— I cóż tam słychać? zapytał pan znowu po krótkiém milczeniu.
— Wszystko dobrze, Bogu dzięki.
— Cóż tam, woły?