Wszystko to rozważywszy w sumiennym sposobie
Publicystykę w końcu mogłem wybrać sobie.
Bo to w publicystyce, téj ola putrydzie,
Gdzie nonsens przy logice, fałsz przy prawdzie idzie,
Można zwracać, a wszystko ma już swoję cenę;
Więc nieukom wyborną otwiera arenę.
Zacząłem od kroniki nieświadom z początku,
Szukałem zawsze prawdy choćby tylko wątku;
Łowiąc ciągle nowinki, twardy bruk ścierałem,
Ale za artykuły na buty nie miałem.
Prawda, rzecz to jałowa, mało ją kto czyta,
Byle się rozciekawił, o resztę nie pyta.
Zacząłem kłamać trochę i zaraz szło lepiéj;
Kłamałem więcéj — patrzcie, garnek mi się lepi,
A gdym chwycił za błoto mierząc jak najwyżéj,
Stanąłem już na nogach, szczęścia coraz bliżéj,
Tak, że wziąwszy na lichwę, mogłem z własnéj ręki,
Wydawać tygodniowo dzienniczek maleńki.
Chciałem na wzór paryski, by zwiększać dochody,
Tak nazwany tam Chantage tu wcisnąć do mody;
Ale świat nasz jest teraz za cyniczny na to,
By skandalu unikał za pewną opłatą.
Chciałem znów, jak wiedeńskie dziennikarstwo całe,
Sprzedawać przedsiębiorcom klątwę lub pochwałę,
Ale kogo wiedeńskie wyssały pijawki,
Ten u nas rzecz roztrząsa chyba dla zabawki.
Ograniczony zatem na méj własnéj sile
Już mi tylko finalnie zostały paszkwile.
Plułem ciągle morałem, honorem, ojczyzną,
Ale kąsałem wściekle, bo żyłem wścieklizną.
Miałem mnóstwo procesów, lecz przysięgłych grono,
By go o reakcyjną dążność nie winiono,
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/059
Ta strona została uwierzytelniona.