Świstnęła pałka w szerokiéj przestrzeni,
Nadcięta w lecie, zrąbana w jesieni,
Zrąbana w północ na Herlaty[1]szczycie,
Na którą setne wybryznęło życie;
Świstnęła w górze, lecz nim celu sięgła
Dym się zakręcił, noc cienie rozprzęgła,
A skała silnym uderzona razem
W krocie promieni rozbryznęła głazem.
„Hi, hi, hi, dziecie, dziecie piękne, lube,
„Niosłeś twéj duszy wieczystą zagubę!“ —
„Zbawienie raczéj, święta temu łaska
„Kto twoją czaszkę na miazgę roztrzaska!“
„Aj dziecie, dziecie, daj pokój téj czaszce,
„Dłoń twa nie piecze, słaba w téj igraszce,
„Ni twe pazury na szpony zagięte
„Byś kończył dzieło od wieków zaczęte;
„No, no, no, dziecie, odsuń świeże gnaty,
„Co się blichują na rosach Herlaty;
„Rozłóż te skrzydła grobowych puchaczy,
„Usiądź i spocznij, będzie to inaczéj.“
I ogień błysnął i w płomień się wzdyma
I świeci, świeci, jak ona oczyma.
— „Gdzie pokój, radość, gdzie szczęście bez miary,
„Coś mi w odmianie przyrzekała wiary?
- ↑ Herlata, nazwisko góry.