Ale zaledwie przestąpiła progi,
Już myśl umarłą wskrzesiła w pamięci,
I już szalonéj dogadzając chęci,
Jak wirem wzięta ze świętych podwoi
Wkrótce na wieży aż u szczytu stoi,
W siną odległość dwakroć wzrok zanurza,
Szuka nad Liskiem skalistego wzgórza;
A wzrok nad szczyty czarnych borów pchnięty
Gubi się we mgły i dymów zamęty;
Dla niéj jedynie odległości niema,
Wskazane miejsce przebiega oczyma,
Widzi tam chatę, dziwny dach i ściany,
Ogień zachodu na szyby rozlany,
Lubo cień gęsty, lasy, góry skały
Osłonił ziemię, osłonił świat cały;
Tam jakaś władza przynęca zdaleka —
Tam rozkosz, szczęście, raj, niebo ją czeka.
„Kędy dziewico w tak późnéj godzinie?
„Smielszy od ciebie w tych bezdrożach ginie;
„Wracaj dziewico do wysokiéj wieży,
„Nigdy nie wróci, kto daléj pobieży“.
Słowo ulata, słowo nie ocali,