Drapieżny jedzie w Karpaty
I myślistwo rusza z miejsca;
Dalej!.. Dalej!... zewsząd grzmi.
Brama skrzydła roztworzyła
I kamienny zadrzał próg.
Jak strumień deszczem wezbrany,
Kiedy z górzysk w doły spada,
Coraz dłuższą smugę rwie;
Tak tabor z bramy wyparty
Różnobarwny, hałaśliwy
Coraz dłuższą wstęgę snuł.
Wozy, konie, psy, myśliwi
Taki zwolna brali szyk.
Na sam przód jedzie czterech kozaków,
Jako poczet przewodniczy;
Pyta o drogę, mosty ogląda,
Do naprawy ludzi zgania,
Potem wieczorem miejsce wytycza,
Gdzie się tabor ma rozłożyć.
Dalej objezdnik, stary Matjaszek,
Za nim ośmiu strzelców konnych,
Kurta zielona, czapka barania,
Przez kulbakę kożuch zgięty,
Torba borsucza, trąbka rogowa
I kordelas przy nich z boku,
Strzelba w wytoku, a harap w ręku,
To rynsztunek strzelców konnych.
Dalej Sokolnik, magnat łowiectwa;
Z łosiej skóry sajan na nim,
Złota piszczałka, srebrna torebka,
Rękawice aż za łokcie.
Przed nim na kucach czterech chłopaków
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.