Już było dobrze z północy,
Już poranny brał przymrozek,
Światło biło tylko z gwiazd.
Na dużych skórach niedźwiedzich
Leżał Cześnik w owym stanie,
Co nie jawa, a nie seni,
Albo myślał o niedźwiedziu,
Albo niedźwiedź mu się śnił.
W tem nagle wsparł się na łokciu
I sokole wlepił oko,
Gdzie czarniejsza przed nim noc.
Tam stała postać w istocie
Czekająca przebudzenia,
Bo na tegoż pierwszy znak
Przystąpiła, list rzuciła
I zniknęła — w cieniu cień.
Piorunem zerwał się Cześnik
I tak krzyknął, że od razu
Z wszystkich powiek zniknął sen.
Przybiegła służba czem prędzej,
Lecz tymczasem pan rozważył,
Iż rzec mogą, że się zląkł...
A że pogoń niemożliwa,
Więc zataił całą rzecz.
Rozkazał ognie zapalić
I łuczywa pozaświecać,
I... złowieszczy rozwarł list.
A wkrótce w miarę jak czytał,
Twarz mu bladła, dłoń mu drzała
I pot zimny z czoła ciekł.
Wieść to straszna być musiała,
Co tym dębem mogła wstrząść.
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.