Pod lipą była kaplica
Na pagórku ponadbrzeżnym,
A w kaplicy matki grób.
Tam Hanna klęcząc na stopniach
Już bezpieczną się mniemała,
Przechodziła cała w słuch.
Zrazu tylko pięknej nuty,
Później słucha tylko słów.
A słowa coraz wrastały
W rozpaczliwy oddźwięk duszy,
W niezgłębiony serca żal,
Spiew wrzący czuciem miłości
Tchem namiętnym grzać się zdawał
Tajemniczy wonny wiew,
Co opływał ją dokoła
I w dyszącą padał pierś.
A kiedy pieśni umilkły,
Spiewak łódkę pchnął pomału,
O zarosty trącił brzeg;
Ogniste wrażał wejrzenia
W białą postać u kaplicy
A ognisty leciał płyn,
I jak gdyby ją obwijał,
Jakby zwalczał resztę sił.
W tych chwilach Hanna wstawała,
I niepokój jakiś czuła,
Czuła jakiś w sercu ból,
I kładła rękę na sercu
I cisnęła i cisnęła,
Jakby w łonie chciała zgnieść,
I strwożona biegła potem,
Nie wiedziała sama gdzie.
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.