Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak kleszczami krtań mu ścisnął,
A piętami pnąc się wprzód,
Swym ciężarem parł tak silnie,
Że ze strzemion sunął w tył.
I bachmat usiadł na zadzie,
Wrył kopyta po pęciny,
Zadrżał, forknął, ale stał.
Znienacka Cześnik przyparty
Na kulbace już się zachwiał...
Do upadku jeden włos.
Ale zaraz w mgnieniu oka
Przyszedł do się, poznał rzecz;
Koniowi cugle wypuścił
A zarazem napastnika
Słynną trąbką walnął w bok.
Poskokiem konia zachwiany.
Uderzeniem w stronę pchnięty
Niczyj mimo splotnych rąk
Równowagę tracił, stracił
I jak kłoda gromem padł.
Przybiegła hurma pachołków,
Pochwyciła i związała,
Zanim jeszcze zdołał wstać.
Drapieżny ściągnął Bachmata,
Na kulbace się poprawił,
Krząknął, splunął, głasnął wąs;
I chrapliwo się roześmiał
I wesoło potem rzekł.
„Hej łotrze! Szkoda, żeś łotrem,
„Boś kaducznie silny, zwinny,
„Nie pośledny z ciebie zuch.
„O małoś Sępa nie zwalił...