Potoczyła się ognista,
Namiot parą boki wzdął...
Zerwał sznury i łańcuchy,
I w powietrzny wzniósł się świat.
Jak szatan skrzydłem żałobnem
Sypiąc iskry, żarne węgle,
Po nad hordą pędzi w lot.
A horda trwogą przejęta
O obronie już nie myśli,
Krzyczy, wrzeszczy, ciska broń.
„Ojcze, Ojcze! pozwól, pozwól
„Od tej zgrozy zwrócić wzrok.
„Ach zejdźmy w pole zniszczenia,
„Może ranny łaknie wody,
„Konający kilku słów...“
I zeszli razem z wieżycy
I na wzgórku gdy stanęli,
Pełechaty jeszcze żył.
Jak zobaczył ich przed sobą
Dźwignął siebie resztą sił,
I krzyknął: „Cześnik!... A Cześnik
Krzyknął: Niczyj! i dwie pięści
Do przekleństwa wzniosły się.
Lecz w środku była Marylka
W białą postać w górę rosła,
I ściągnęła pięści w dół,
I nagięła aż na klęczki
Nieprzyjaciół z dawnych lat.
Nienawiść słabła powoli,
Przebaczenia duch owionął,
Przebaczenie w duszę niósł.
Spojrzeli w niebo, a rzekli;
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.