— „O Panie! pszczółki mądre mają wzdy na pieńku.“
— Do pasieki już nigdy nie pójdę mój Seńku.
Z téj nie miłéj wyprawy do domu wracamy;
Patrzę, znów inny młodzik czeka nas u bramy.
Hm! pomyślałem, młodzież liczna w tym powiecie;
I po targu dość długim zbyłem go się przecie.
Chciałem obejść dziedzictwo, poszliśmy do sadu.
A to co? wczoraj był płot, dzisiaj ani śladu,
Może wicher go zerwał. Seńko kiwał głową;
Daléj trochę nad studnią stanęliśmy nową.
Trzysta reńskich kosztuje, zrobił majster lwowski,
Będzie błogosławieństwem i ozdobą wioski,
Tylko wody w niéj nie ma, może kiedyś będzie,
Idźmy teraz do stajni, trzeba zajrzeć wszędzie.
Siwosz leży jak długi, a żłób gryzie gniady,
Sąsiedzkie to bursztynki — bodaj to sąsiady!
No, chodźmy do obory. Po różnych zakrętach,
Że mnie bardzo nos bolał, siadłem przy cielętach.
Wtem staje przy drzwiach jakiś jegomość brodaty,
Czapka na bakier, w ręku kosturek sękaty.
„Obywatelu, rzecze, powracam z niewoli
„Nie mam ani talarka i noga mnie boli;
„Przecie się dla mnie znajdzie bryczka jaka taka
„I po obywatelsku obdarzysz rodaka.“
Urażony tym tonem i z bolącym nosem,
Stojąc za Seńkiem śmiałym zawołałem głosem:
„Koni nie mam i nie dam, a co do pieniędzy
„Weź, co daję, a wziąwszy wynoś się czem prędzéj.“
Widząc dwóch nieułomków, wiedząc co go czeka
Wziął dar i szubienicą pogroził z daleka.
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.