„Póty ładu nie będzie, czas się darmo traci,
„Póki z Rady nie wyjdą nasi delegaci;
„To panom Dziennik Lwowski co tydzień powiada.“
— Mój panie Ekonomie, dobra twoja rada,
Lecz lepiéj bez dziennika chroń mnie od rozboju
Mruknął: Arystokrata! i wyszedł z pokoju.
O, źle, źle! coraz gorzéj — mijały tygodnie;
Bywało czasem cicho, a nigdy swobodnie.
Razu jednego Seńko, Seńko druch jedyny
Przychodzi i okropne wnosi mi nowiny:
Trzy konie nam skradziono z pastwiska téj nocy.
— „A do diabła! wezwałeś żandarmów pomocy?“
— „Nie panie, próżny zachód, dzisiaj każdy kradnie;
„A kto kradnie, nikt nie wie, nikt nigdy nie zgadnie.
„Nie frasuj się pan darmo; przepadło i kwita.“
— I kwita? Ależ ta wieś to przepaść ukryta.
Tu człowiekowi daléj we łbie się zamąci,
To już pieprzu za wiele, to papryką trąci.
Pieniądz od wschodu słońca płynie jakby woda,
Ależ to nie sielanka, nie wiejska swoboda!
Kiedy tak octem skrapiam, co mnie w sercu boli,
Żydek z mojéj karczemki wsuwa się powoli.
„Proszę honor dziedzica, jestem barz skrzywdzony,
„Pan Józef zrobił budkę przy mnie z drugiéj strony;
„Taniéj wódkę szynkuje, nikt u mnie nie pije,
„Po co mam siedzieć w karczmie, on mnie tam zabije!
— Co, Pan Józef, Pan Józef, mój sąsiad bogaty,
Postawił budkę, sięga po moje intraty!
Dobrze kiedyś Pan Benza powiedział w teatrze:
„O cnoto, jesteś niczem!“ i gdy w świat popatrzę,
Gdzie ostrym z wszystkich boków smagają mnie biczem
Powtarzam z Panem Benzą: Cnoto jesteś niczem!
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.