Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

zwykle przychodziłem dzielić z nią wolną chwilę od zatrudnień, być dzieckiem z dziećmi... Lada szelest ją wzrusza, za każdym rumieni się i blednie. Ach! to nie twój mąż, nie twój przyjaciel, nie ojciec two-!ich dzieci... Biedna Maryo, zrównały się ślady mojéj stopy, głos przebrzmiał w gajach ojczystych, w twojém sercu, w twoich snach. — Takie przeznaczenie — żyję, ciało do zdrowia, dusza do władzy powraca — ogrom, świat cały czucia bolesnego wparł się w jéj objęcie. Jakaż myśl najzuchwalsza mogła kiedy domniemywać się tyle siły w człowieku! — Stało się... zamilkły westchnienia, o jedną łzę Boga prosić muszę... Jak dawno tu jestem, tygodnie, miesiące, lata — nie wiem, ale dawno, bardzo już dawno, jak nie miałem uściśnienia żony, pieszczot dzieci. — Żona, dzieci! byłto sen piękny mego życia! Śniło się oszczęściu... biedne sieroty... ach przecie łzy upragnione cisną się z oczu — pisma nie widzę... Dopiero dni dziesięć, albo mało co więcéj, jak pamiętam, co się ze mną dzieje. — Nie byłem bez zmysłów, bo czułem moje położenie; ale zdaje się, iż żal całą duszę był zajął; cząstki nie zostawił na inne wrażenia. Nic nie wiem, com widział, com słyszał; czas dla mnie stracił rozmiar, ciągle w jednéj chwili żyłem. Podobno lato było, gdy tu przybyłem; przynajmniéj dopiero od niejakiego czasu, nie daléj, niż dni dziesięć, uczułem przejmujące zimno. Wicher miecie gęstym śniegiem — ni ziemi, ni nieba! Jednak muszę pójść po drzewo — las tak daleko — ślad zawiany — ja tak słaby jeszcze. Nie tak cierpiałby może kto inny, ale cóż ja temu winien, żem w dostatkach zrodzony, żem nie nawykł pracować, jeszcze tak pracować!...