nieraz w dalekie światy; ale zamykając książkę zawsześmy radzi byli do swojego wracać; tak nam dobrze było! Kiedy czasem mówiłaś: Lękam się zbytku naszego szczęścia! jakiż to duch wieszczy przemawiał przez ciebie? Okropne przeczucia ziściły się za prędko.
Miną lata, wiele ich pewnie minie, nim kto znajdzie to pismo, które starać się będę od zepsucia ochronić. Chcę mieć nadzieję, że los dozwoli, aby to był człowiek z ludzką duszą; proszę go więc, aby wypełnił moją ostatnią wolę, czyli raczéj prośbę, którą w kilku językach późniéj napiszę i przy tym dzienniku na osobnéj karteczce zostawię. Prosto mojéj chaty, na północ, za pierwszym pagórkiem jest cmentarz. Nie dochodząc do kamiennego środkowego krzyża na kroków dwadzieścia trzy, leży bryła granitu tarniem zakryta — tam prosiłem i jeszcze prosić będę, aby mnie pochowano — dlaczegóżby mi tego mieli odmówić? zrozumiano moją prośbę. Ztamtąd więc ty, który to czytasz, każesz dobyć kości moje, spalić, a popiół weźmiesz i złożysz na mojéj rodzinnéj ziemi.
Gdzie łańcuch gór od południa, na wschód rozległe płaszczyzny, gdzie wierzba przy drodze rośnie, gdzie chaty nędzne a ludzie gościnni, gdzie przez bory wśród nocy bezbronny idzie bezpiecznie, tam ojczyzna moja, tam złożysz popiół kości moich, o to cię proszę. Lecz gdyby cię droga wiodła w kraj daléj, gdybyś je aż tam zawiózł, gdzie grób ojca i matki, ach! wtenczas spełniłbyś największe życzenia umierającego. Jeżeli wyjeżdżając z lasu ujrzysz