przed sobą kościół z wieżą, przy nich świerk stary, tam moi rodzice spoczywają. Jeżeli ujrzysz na lewo nad rzeką domek jak obsadzony kwiatami, bielący się wśród topól, tam moja żona, tam byłem szczęśliwy. Przed domem na murawie rozłożysta lipa, przy niéj bawiały się dzieci; może też i zobaczysz chłopczyka pięcioletniego... jasne włoski kręcąc się spadają mu na barki, brew ma ciemną, oko czarne; to mój Karol. Dziewczynkę... trzy lata jéj było, jak ją odjechałem, teraz nie wiem... dziewczynkę z ciemnym włosem, z ciemnem okiem, z uśmiechem aniołka, to moja Emilka. Może z niemi będzie Marya! Marya moja! jéj powiesz, co przynosisz, bo matkę jeszcze mają. Ach! Bóg nie zostawiłby ich zupełnie sierotami. Bez zmysłów była gdym odjeżdżał... ale przyszła do siebie, pewnie przyszła. Wiele, wiele płakała... ach, tak byłem kochany!... ale spojrzała na dzieci... dla nich żyć trzeba. Droga Maryo! biedna Maryo! jak ciebie raziła tych dzieci wesołość, które spytawszy się gdzie tato? kiedy przyjdzie? wrócili do swoich zabaw, nie wiedząc niestety, że na zawsze stracili przewodnika, przyjaciela, opiekuna. I tobie, biedna Maryo, kto w drodze życia towarzyszyć będzie? przy czyjem sercu teraz spoczniesz? kto pojmie, kto zrozumie twoją kochającą duszę? Sama zostałaś, dzieci jeszcze za małe, wdową zostałaś — grób męża zamknięty, ale serce jeszcze bije gorąco, bije dla ciebie i dla...
Noc była cicha, księżyc świecił, zbudzony spojrzałem w okno, tak piękna była natura, że zdawała