coraz silniéj, wznosi się do Ciebie, Ojcze mój, Ojcze dzieci moich, Ojcze mojéj Ojczyzny!...
Maryo! ja dla ciebie zawsze żyć będę, chociaż może już dawno jak wypłakana powieka na gasnące zapadła oko — będę zawsze żyć dla ciebie; nadto nasze dusze stopiły się jedna w drugą, aby moje czucie nie było twojem. Ucichnie z czasem twój smutek, ale żal będzie jeden, będzie ten sam, zawsze nasze rozłączenie będzie dla ciebie wczoraj.
W jednéj połowie życia naszego przygotowujemy się do chwili, w któréj nas opuszczą drogie nam osoby, w drugiéj do opuszczenia najdroższych. Kochałem ojca — skończył życie bez skazy — pogodnego dnia, pogodny był zachód. Ach, i w sam czas skończył, jeszcze wszystkie dzieci miał przy sobie! Bóg zlitował się nad nim — śmiercią nagrodził życie... gorzko płakałem, ale od pierwszéj chwili pojęcia wiedziałem, że taka jest kolej natury — rodzice starsi, pierwéj umrzeć muszą; płakałem gorzko — potem tylko smutek został i drogie, lube wspomnienie. Lecz kiedy los wyrywa nam dzieci, kiedy my im na grobie topole zasadzamy, jakby odwrotnym trafem, kiedy rozłączamy się z tymi, z którymi spodziewaliśmy się większą część życia spędzić — wtedy raz boleśny w nieprzygotowane uderzając serce zostawia ranę, którą czas w bliznę nigdy, ach nigdy nie ściągnie. I ciebie zawcześnie straciłem dobry Julianie, bracie, którego całą duszą kochałem! Nie wiele łez padło na twoje zwłoki, ale rok, dwa, trzy lata mijały, a żal ten sam zawsze. Nieraz w wie-