lipa, pod którąśmy dnie trawili, owa rzeczka tak szeroka w moich oczach, i ów kościół z wieżyczką, którą brałem za największy stopień wysokości. — Jeżeli mowę wkładałem w usta Aniołów, była to mowa ojczysta. Nie wiele różni się wiek późniejszy co do gruntu rzeczy. Z wyższego stanowiska puszcza myśl lot śmiały — przepędza świat zoczny, w idealnym nurza — tam ni czasu, ni przestrzeni. — Ale często strudzona w locie, gdzie punktu oparcia znaleść nie może, albo raczéj wpadając w roztargnienie materyalne ze sobą z ziemi wyciąga obrazy. Jeżeli doznałem szczęścia w przeszłości, jeżeli marzę szczęście w wieczności, cóż dziwnego, że mimo rozsądku, dotkną się czasem te z jednego pnia, zbyt dalekie siebie gałęzie? Cóż dziwnego, że drogie osoby w Niebianów, Niebo w Ojczyznę przemieniam?
Jakiż to łańcuch skryty, nieskruszony, wiąże duszę do ziemi ojczystéj? Ziemia, ziemia tylko, chociażby i gruzem zasuta, droższa nad obce przepychy, nad wieczną wiosną kwitnące krainy. Owe skały, doliny, zdroje i gaje wioski rodzinnéj, w które wspomnienie czułą duszę wlewa — wy świadki lat dziecinnych, stałe przyjaciele, ach jak was ceni, jak was lubi wiek późniejszy! Przyjemniejszy szum świerków, milszy cień topoli, przy których wolni pasków pierwsze stawialiśmy kroki. O jakichże wdzięków dla nas nie mają te szare opoki, co powtarzały swawolny krzyk dzieci, łajane łajały nawzajem! Jak smaczna woda z tego zdroju, co z góry wytryska, gdzieśmy groble sypali z piasku i krzemienia, albo