Nie będę już więcéj całował tych włosów, te trzy pierścienie jest wszystkiem, co posiadam, całem dobrem, które los z tylu szczęścia zostawił. I tak już kolor zmieniły od łez moich; na serce je położę, na sercu nosić będę, pierwsze niech uczują, gdy już wolniéj bić będzie, dla nich będzie ostatnie uderzenie. — Ale dlaczegóż jeszcze w zbolałéj bije piersi? Jedna chwila... ręka silna... mamże jakąbądź nadzieję? Żadnéj. — Jestem winny? nie — ale nie w tym świecie sąd moich czynności. Tu każda czynność jak ów ułom skały, mały przy większym, mniejszym wielki, z porównania wartość, w stosunkach naszych, sama przez się niczem; może być cnotą, może być zbrodnią — nie w tym świecie sąd moich czynności. Dlaczegóż mam zwlekać chwilę uwolnienia? Jakież to jest przymierze między mną a naturą? Kto zdziałał, kto przyjął, kto zatwierdził, cierpienie jednéj, urąganie drugiéj strony? — Mam wolę — zawleczony mimo woli do więzienia, woli danéj mi późniéj nie użyję, by się na świeże dobyć powietrze? — Stargał los dla mnie wszystkie ogniwa społeczeństwa... nikomu nie jestem potrzebny. Ziarnko piasku w spiekłéj afrykańskiéj puszczy wznosząc się nie zaćmi słońca, padając nie odwróci prądu morza. Jestem, nie jestem — wszystko jedno — czułbym opiekę, gdybym był potrzebny. — Wepchnięty w boleść na to mam wolę, bym ją skończył... nie, nie ja skończę, ale żelazna ręka, która wytrąciła z koła towarzyskiego, ona drze kartę, na któréj zapisane krwawą liczbą lata mego życia. —
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XIII.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.
8-my dzień po trzecim nowiu.