nuela. Przynieślimy ze sobą świnię wodną i chcieliśmy ją upiec, ale gospodarz zastrzegł się przed takiem „czysto indjańskiem“ jedzeniem i ofiarował nam, jako ludziom wykwintnym, pieczyste z jelenia, którego ubił poprzedniego dnia z łuku, gdyż nie posiadał strzelby, ni prochu.
Byliśmy pewni, że poza laskiem bananowym stoi chata plantatora. Ale człowiek ten, tak dumny z przynależności do białej rasy i szlachectwa swego, nie uznał za potrzebne stawiać domu. Zaproponował byśmy zawiesili nasze hamaki na pniach drzew, tuż obok jego obozowiska i zapewnił z miną wielce pyszną, że gdy wrócimy podczas pory deszczowej tą samą drogą, zastaniemy go już napewno pod dachem (baxo techo). Około północy zerwała się gwałtowna burza. Błyskawice rozdzierały powietrze, grzmiało przeraźliwie i deszcz nas przemoczył do nitki. Podczas tej burzy zdarzył się dziwny wypadek, który nas rozweselił potrosze. Kot donny Izabeli wdrapał się na tamaryndę tuż nad głową jednego z naszych towarzyszy. Strącony wichrem, spadł nań i zaczął drapać, a zbudzony ze snu nieborak krzyczał na całe gardło, przekonany, że go napadł jakiś dziki zwierz. Pospieszyliśmy mu na pomoc i przekonali się, że mu nic nie zagraża. Deszcz przemoczył nas samych, przybory i instrumenty, a mimo to winszował nam gospodarz, don Ignacio, żeśmy nie nocowali na wybrzeżu, tylko w jego posiadłości entre gente blanca y de trato, (pośród ludzi białych, z wyższych sfer). Trudno było, coprawda, dostrzec różnicę, ale nie sprzeciwiałem się.
Dnia 1 kwietnia o świcie pożegnaliśmy don Ignacia i jego żonę. Pochłodniało znacznie, bo termometr, wskazujący podczas dnia 30 do 35 stopni Cel-
Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.