ga moskitów przybrała rozmiary wprost straszliwe. Nigdzie nie cierpieliśmy tak bardzo, jak w San Borja. Ledwo się wyrzekło słowo, czy odsłoniło twarz, pełno było owadów w ustach i w nosie. Skóra piekła nas tak, żeśmy sądzili, iż termometr wskazuje conajmniej 36 stopni i byli zdumieni, że tak nie jest. Noc spędziliśmy nad brzegiem Guaripo, ale kąpać się nie miał nikt odwagi, z obawy przed rybami karaibami, oraz krokodylami, które dochodziły tu do dwudziestu czterech stóp długości.
Czternastego kwietnia wygnała nas w drogę plaga zancudos już o piątej rano. Nad wodą mniej było owadów, niż pod lasem. W miarę posuwania się pod prąd wody rozwierała się przed nami coraz to bardziej urocza panorama wybrzeży.
W poprzek biegu Orinoka biegnie od południa ku północy pasmo granitowych gór. Dwa razy zatem owa rzeka żłobi sobie koryto w skałach, które tworzą progi, wały i zapory. Obraz to niesłychanie piękny. Wydaje się, że woda uniesioną została w górę, złudzenie to wywołuje piana tryskająca wszędzie, mgła wodna przelśniona słońcem, oraz ogromne wodospady, których nie sposób objąć spojrzeniem.
Przedziwne to zjawisko natury zwróciło już przed wiekami uwagę mieszkańców Nowego Świata. Gdy Diego de Ordaz, Alfonso de Herera, oraz nieustraszony Raleigh (angielski wojownik 1552—1618) dotarli do ujścia Orinoka, Indjanie podali im wieść o wielkich kataraktach. Ale w opowiadaniach tych pomieszano je z wodospadami, położonymi dalej na wschód. W gorących krajach bujność roślinności tamuje komunikowanie się ludów pomiędzy sobą, mimo to jednak wieści dotyczące wielkich rzek docho-
Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.