Pod lupą widać było w istocie białawe, równoległe pasy podobne do skib, od których owad wziął swą nazwę. Wezwano mulatkę, będącą lekarzem miejscowym, która miała rzekomo znać dokładnie te owady i przyrzekła nas uzdrowić. Rozgrzała nad lampą cienki odłamek twardego drzewa i zaczęła nim dłubać w rękach naszych. Po długiem szukaniu oświadczyła z powagą właściwą kolorowym obywatelom świata, że znalazła aradora. Ujrzałem coś krągłego, co przypominało jaje mola. Mulatka zapowiedziała, że wyskrobie wszystkie owady, ale wobec tego, że operacja trwała długo w noc, a rezultat był słaby, podziękowałem. Nazajutrz wyleczył nas dziwnie szybko pewien Indjanin. Przyniósł gałąź krzewu uzao, o skórzastych, lśniących liściach i namoczył ją we wodzie. Powstała ciecz niebieska, silnie pieniąca się i po umyciu w niej rąk swędzenie aradorów ustało. Nie mogłem uzyskać ani kwiatu, ani owocu uzao. Ból wycierpiany nabawił nas takiego strachu, że odtąd zawsze mieliśmy w pirodze gałęzie tej rośliny, która rośnie obficie nad Pimichinem. Niewiadomo czemu nie odkryto podobnego środka przeciw ukłuciom zankudów i mikroskopijnych akarid.
Klimat Javity jest nader dżdżysty. Po przekroczeniu trzeciego stopnia równika rzadko miewa się sposobność obserwować słońce i gwiazdy. Deszcz pada przez cały niemal rok, a niebo ciągle okrywają chmury. Misjonarz zaręczał nam, że deszcz nie ustaje tutaj często przez kilka miesięcy. Zmierzywszy deszcz jaki spadł 1 maja w ciągu pięciu godzin otrzymałem 47 milimetrów, zaś dnia 3 maja w ciągu trzech godzin otrzymałem 32 milimetry. Pomiary robiłem przytem nie podczas ulewy, ale wśród deszczu
Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.