sła. Manjok nie był kwaśny, ale nie mogliśmy przyznać zakonnikowi, jakoby nam smakował ten, zdaniem jego, „wyśmienity pasztet mrówczy“.
Ulewa zmusiła nas do noclegu w przepełnionej chacie. Indjanie spali tylko od ósmej do drugiej, potem zaś zaczęli rozmawiać ze sobą, przyrządzać gorzki napój, zwany cupana, podsycać ogień i żalić się na zimno, mimo że termometr wskazywał 21 stopni Celsjusza
W San Karlos zamieszkaliśmy u komendanta fortu, porucznika milicji. Z galerji domu był piękny widok na trzy długie wyspy gęsto zalesione. Rzeka płynie tu prostą linją z północy na południe, jakby sztucznie wykopanym korytem. Ciągle zachmurzone niebo nadaje krajobrazowi charakter poważny, a nawet nieco posępny. We wsi napotkaliśmy dwa piękne drzewa juwji, która daje trójkątne orzechy, zwane w Europie amerykańskimi, lub „z nad Amazonki“. Nosi ona nazwę Bertholetia excelsa, a w ciągu lat ośmiu dorasta trzydziestu stóp wysokości.
Siła zbrojna wynosiła tu, na granicy, 17 ludzi, a skutkiem wilgotnego powietrza, ani cztery karabiny nie były gotowe do strzału. Szaniec, czyli, jak go tu zowią, Castillo de San Felipe, położony jest naprzeciwko San Karlos na zachodnim brzegu Rio Negro. Jest to czworokątna warownia z ledwo widocznym rowem fortecznym. Posiada wszystkiego razem czternaście armat, bez lawet, pilnowanych przez dwu ludzi. Wokoło stoją trzy czy cztery chaty indyjskie. Nazywa się to wieś San Felipe, a w celu przekonania rządu madryckiego o rozkwicie chrześcijańskich osiadłości rzekoma wieś owa posiada swą osobną księgę metrykalną. Wieczór po oddzwonieniu na Anioł Pański złożono komendantowi raport i za-
Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.