céj także nazwanie Martian. Do niéj przylega z południowo-zachodniéj strony wysoki grzbiet górny, który podróżni nasi postanowili zwiedzić i dlatego od płókalni Suchoj poszli w tym kierunku. Grzbiet ten nazywa się Biełaja Gora (biała góra), nie dlatego, żeby śnieg ten leżał cały rok, ale, że będąc wyższą od innych otaczających ją gór, zatrzymuje na sobie śnieg dłużéj niżeli inne. Droga do niego jest bardzo przykrą i prowadzi przez nagromadzone bryły skalne, lasy i błota. W tym czasie gorszą jeszcze była niż zwykle z powodu burzy, która nie dawno przedtem wiele jodeł była powaliła. Gdzie las się przerywał, rozciągały się błotniste płaszczyzny, gęsto pokryte bryłami skalnemi. Pomiędzy niemi znajdowały się głębokie doły, w które konie często po kolana zapadały i zostawały w niebezpieczeństwie połamania nóg. Jednakże dostali się na nich szczęśliwie podróżni aż do podnóża właściwéj skały, na któréj wierzchołek się wdrapali po nagromadzonych wolno leżących bryłach. Od północy, czyli raczéj północo-zachodu zniża się powoli ten grzbiet i ztąd mniéj przykra, ale dłuższa droga na jego wierzchołek. Skała sama jest nagą i przy znacznéj jéj wysokości, wynoszącéj 2027 stóp (więcéj wystający szczyt na południowym jéj końcu ma wysokości 2117 stóp) odkrywa się obszerny widok na okolicę. Widok ten jest rozległy, ale jednostajny; nie widać nic więcéj jak obszerny las, pokrywający okoliczne nie zbyt wyniosłe, wzgórza i rozciągający się aż do błot, z pośród których wznosi się Biełaja gora. Tylko w północno-wschodniéj stronie widok ten ożywionym jest wielkim stawem Ozerno-Istoczynskim, który przy pogodzie, jaka towarzyszyła téj wycieczce, odbijał się pięknym błękitem. Na północno-wschodniéj jego stronie ciągnęły się budowle, należące do hutniczego zakładu, i po nad niemi, po za lasem, który i tutaj ograniczał widnokrąg, wznosiła się kościelna wieża Niżnie-Tagilska. Również ku południo-wschodowi wznosił się po nad lasem wierzchołek wieży kościelnéj Newjanskiéj, ale to były jedyne przedmioty, które przypominały istnienie ludzi, z innych zaś stron było wszędzie pusto i dziko.
Zniżone już słońce przypomniało podróżnym, że czas było powracać. Udali się oni tąż samą drogą po wschodniéj stronie błot Martian i jechali po wązkiéj ścieżce przez gęsty las, którego obfitą roślinność wprawdzie podziwiali, ale która zaledwo dozwoliła im przejechać. Przejechali mimo znajdującéj się tu płókalni, lecz nie mogli jéj obejrzeć dla braku czasu. Po przykréj jeździe na złych koniach i po gorszych jeszcze drogach, przybyli wreszcie na wielką drogę idącą z Ozerno-Istoczynska do Wissimo-Szajtanska; tu znaleźli swe powozy, w których
Strona:PL Aleksandra Humboldta Podróże po Rossyi 01.djvu/116
Ta strona została przepisana.