Ta strona została uwierzytelniona.
LXIV.
Wicher jesienny rwie drzewa,
Noc głucha — zimna jak głaz...
Szarawym płaszczem odziany
Jadę samotnie przez las...
I gdy tak jadę powoli,
Myśl szybka wyprzedza mnie,
I ze mną — do zamku lubéj
Na skrzydłach marzenia mknie...
Widzę tam szereg pochodni
I zastęp czeka mnie sług,
Rwę ostrogami bok konia,
By wstąpić w lubéj méj próg.
Do jasnych komnat podążam,
Gdzie woń jaśminów i róż...
Tam czeka mnie moja luba,
Do piersi tulę ją już...