Ta strona została uwierzytelniona.
XXXII.
Toż mi straszliwa ulewa!
Nabrzękły niebios odmęty,
Siedzę przy oknie i patrzę,
Na ciemnych ulic zakręty...
Wtem, zwolna, na tle ciemności,
Zabłysło światło ognika,
To matka z latarką w dłoni,
Po flizach ulic przemyka...
Widzę, że masło i mąkę,
Staruszka z sobą poniosła,
Bo na kołacze pieczone,
Czeka jej córka dorosła...
W głębokim leżąc fotelu,
Na ogień patrzy i marzy...
A bujne, złote kędziory,
Płyną po cudnéj jej twarzy.