Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/99

Ta strona została przepisana.
LI.

O tak, wierzajcie, roskosz to zawodna,
Gdy dusza spija wino zmysłów do dna;
Pieścić swe żądze na nic się nie przyda,
Ciskać klucz serca, jak młoda Elfryda,
W toń oceanu — rzecz w skutki nie płodna.
O, w takich chwilach szczęśliwym się wyda.

LII.

Kto, jak ów wezyr, strzegący sułtanki,
Mieczem się dzieli od swéj kurtyzanki.
Szczęśliwy ołtarz, gdzie zniknął bluźnierca,
Szczęśliwy człowiek, co wszystko uśmierca
Ze zgonem uciech, co w oczach kochanki
Nie płakał nigdy, lecz śmiał się od serca. —

LIII.

Przepaść tak wielka! Pochyłość tak śliska!
Czuła kochanka tak z siostrą jest blizka,
Tak często przyjdzie z skargą i pieszczotą,
Swe serce czule do mego przyciska, —
Czyż dziwna słabość przed taką istotą?
Na słodkiéj drodze zbieram szczęścia złoto.

LIV.

Biedniśmy wszyscy! A kto pożałuje
Tego, co zrobił, musi płakać skrycie.
Cios wisi srogi. Pijany w zachwycie
Śmieje się z wzgardą, bo trwogi nie czuje.
To droga świata; ci, co znają życie,
Rzekną, iż pewno lepiéj sen smakuje.