Strona:PL Alfred de Musset - Szczęście.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.

A on, młody, wesoły, wciąż działa na nerwy...
I co ranek jutrzenka dodaje mu wdzięku,
A Wenus go wieczorem usypia na ręku...


∗                    ∗

Chciej wiedzieć czytelniku, że z Niemiec powracam.
Nudniejszym mi się jeszcze nie wydał kraj żaden,
Lecz że często me troski wśród podróży skracam,
Więc dla zabicia czasu przybyłem do Baden.
Baden, jak park angielski, po górach się wspina,
I nawet Montmorency nieco przypomina.


∗                    ∗

Zresztą, człowiek światowy, co mu dały nieba
Mieć pojęcie o szyku i o dobrym tonie,
Wie, że wycieczkę taką w Lipcu odbyć trzeba,
Tak samo, jak mieć własny ekwipaż i konie,
Więc nie chcąc się narazić na karę śmieszności,
Jedzie do tej mieściny, łamiąc sobie kości...


∗                    ∗

Każda dama paryzka, czytając gazetę,
O badeńskiem powietrzu z łatwością się dowie,
I jak do magazynu zmienić toaletę,
Tak też jedzie do Baden, by odświeżyć zdrowie,
By nabyć cery bielszej, pięknych róż na twarzy,
Co nie jest zakazanem nawet przez lekarzy...


∗                    ∗

Kto tańczył całą zimę, ten chętnie ucieka
Do Baden i tam w cichem ustroniu się kryje,
Chcąc być chwilkę od gwaru salonów zdaleka...
Lecz co czynić, gdy ziemię noc cieniem spowije?
Gdy w starym zamku pustki? ludzi nie ma wcale?
Wtedy... wtedy się idzie gawędzić na salę.


∗                    ∗

Dom ten jest jak ruina z pod ziemi dobyta..,
Zbudowany z olbrzymich głazów i niezgrabnych,
Jest jak świątynia grecka... dachówką pokryta,